Turystyka jako świat równoległy.

Swą edukację literacką zaczynałem od „Bajek Robotów” Stanisława Lema a skończyłem na Matrixie. O ile z Lema pamiętam lepiej nastrój czystej logiki, niż fakty to po wyjściu z kina po Matrixie szybko okazało się, że film leci dalej wokół nas do dziś. Premiera filmu to był rok 1999, w którym wszyscy żyliśmy wizją końca świata z powodu „pluskwy milenijnej”. Wiem, że nie wszyscy mogą pamiętać o co chodziło, wyjaśniam: Media dzień i noc nadawały, że z powodu zaniedbania nie przewidziano konsekwencji pojawienia się daty 01.01.2000 i wszystkie komputery trafi jasny grom wszytko się zatrzyma, w tym atomowe elektrownie a samoloty będą spadać z nieba jak ustrzelone kaczki. Lud posłusznie kupował nowy sprzęt, wymieniał systemy operacyjne na „lepsze” a ktoś w Kalifornii liczył stosy bezsensownie wydanych miliardów. Z komputerami byłem zawsze „za pan brat”, do dziś korzystam DOSa, gdy trzeba, i krytycznie przyglądałem się temu obłędowi. Sukces polegał na tym, że akcja miała swych kapłanów. Szefowie IT potakiwali całej hucpie i kupowali sobie nowe zabawki na koszt firmy. Prawda, że coś to nam przypomina z ostatnich dwóch lat ? Autorytety w krytycznej chwili zawodzą.

Południowa granica Układu Warszewskiego gdy istniał.

Ale miało być o turystyce… Mile wspominam lata, gdy w 4 osoby przez 3 dni jechaliśmy na wakacje do Bułgarii fiatem 126p. Na studiach zamieniłem rodzinę na przyjaciół a Fiata 126p na Citroena 2CV. Picie wody z potoku i gotowanie zupy w lesie w towarzystwie rumuńskich Cyganów to było tak normalne jak dziś parówka na Orlenie, ale o wiele zdrowsze. Jechaliśmy bez planu, przed siebie, noclegi wyznaczało zmęczenie, albo pęknięta opona. Taka awaria to był sens podróży, cała wieś przyglądała się, w końcu traktorzysta rozpalał ogień i wulkanizowaliśmy dętkę na rozgrzanym kamieniu. Życie w pełni, gdy na migi rozumiesz się doskonale z człowiekiem z innego świata.

Dziś wakacje to dość przewidywalny scenariusz. Znam go z relacji przyjaciół i obserwacji, gdy zabieram się „na łepka” autobusem touroperatora z azjatyckiego lotniska. Jedziemy 1-2 h, autobus rozwozi turystów od hotelu do hotelu. Po drodze zawija do restauracji, gdzie wszyscy są zachwyceni, że płacą za coś tam 1 euro, gdy dla miejscowych kosztuje to 1 zł. 40 osób wydaje kilkaset euro, kierowca dostaje swoją dolę i wszyscy są zadowoleni.

Studnia w środkowej Anatoli 2018.

W tym samym kraju ludzie są zazwyczaj uczciwi, ale  tylko do granic naiwności klientów. Nie jest grzechem sprzedać kilogram brzoskwiń za 10 zł, jeśli ktoś płaci tyle. Słowo „fiyat” to cena i zgoda zarazem. Turystyka zmienia lokalne populacje do cna. Lokalna ludność nie ma czasu na tradycyjną gościnność. Hierarchia personelu w turystycznych zagłębiach to de facto gangi. Dostawcy do hoteli walczą o dostęp do paśnika, oferują coraz gorszy towar za coraz niższą cenę. Na końcu wszystko  ratuje kucharz sypiąc przypraw ponad miarę, aby „smakowało”.

Wspomnienie z Troi 1990

Nie chodzi o naiwny sentymentalizm, że kiedyś to było fajnie, bo do dziś podróżuję po Azji bez biura i często bez planu. Gdy samolot przewozi nas kilka tysięcy kilometrów żal trochę nie dotknąć tamtego świata, nawet przez szybę. Lądujmy w jednym z programów Matrixie pod tytułem „wakacje ver 3.0 adult” i za 14 słyszymy „Game Over” i wypadamy „mocno zmęczeni” obok naszej walizki na taśmociągu w hali przylotów.

Podróż i turystyka to dwie różne rzeczy i warto posmakować obu, ale smak podróży zadziwia nas świeżością zawsze bez względu na to, czy jesteśmy gdzieś po raz pierwszy, czy kolejny.

Paweł Klimczewski

Jeśli uważasz moje analizy i publikacje za pożyteczne możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto:

mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334

Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata

Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Brak kategorii

Papierowe złoto i złota wolność.

Otrzymuję dużo pytań o turecką inflację i jaką walutę zabrać do Turcji na wakacje. Nie sposób wytłumaczyć, co się dzieje w Azji bez zrozumienia, że na tureckiej ulicy w każdej mieścinie musi być sklep ze złotem i to nie chodzi o biżuterię, tylko o złoto inwestycyjne w postaci ciężkich bransolet. Nie będzie to opowieść o pieniądzu, bo wszędzie jej pełno, ale opowieść o wolności w wydawaniu własnych oszczędności, którą straciliśmy niepostrzeżenie. O złotej wolności.

Jubiler w Turcji – na witrynie „bransolety inwestycyjne”

Złoto jest fenomenem chemicznym, bardzo trudno wchodzi w reakcję z innymi pierwiastkami, czyli po ludzku „nie rdzewieje”. Są jeszcze inne podobne metale, ale to złoto jest ponadto ładne i plastyczne. Z tych powodów stało się sposobem na przenoszenie wartości w czasie i przestrzeni. W XX wieku dokonano rzeczy fenomenalnej: zastąpiono złoto papierem. Przez wieki były znane „papierowe pieniądze”, ale były to zawsze „bankowe noty”, czyli banknoty, dokumenty gwarantującej wydanie takiej to a takiej ilości złota z banku. W małych kwotach używano srebra, do dziś wielu Amerykanów ma oszczędności po ojcu lub dziadku w postaci kuferka srebrnych monet.

Cena uncji złota w USD, 2002-2022

Teoretycznie możemy kupić sobie złoto i nie chodzi mi o biżuterię. Mam na myśli złoto inwestycyjne, czyli sztabki lub złote monety. Cena uncji złota w postaci monety obiegowej to dziś ok. 8500 zł, gdy się rozmyślimy, to możemy sprzedać monetę za ok. 8300 zł. Stracimy 3,6%, a mamy czas zawirowań, w spokojnym czasie różnica ceny zakupu i sprzedaży to raczej 2%. To bardzo mało i wynika to z powodu łatwości w przechowywaniu i przekazywaniu dużej wartości. Uncja to ok. 33 gramy i mieści się w dłoni. Bransoleta jest dobra, bo trudno ją zgubić.

Możemy sobie kupić, ale mało kto to robi, mimo że jest najpewniejszym sposobem na lokatę. Dlaczego? Najkrótsza odpowiedź brzmi: nie wiemy jak sprawdzić czy złoto jest prawdziwe i nie wiemy, gdzie i jak sprzedać. Rynek złota w Polsce nie istnieje. To skutek wojen i ograniczeń w obrocie złotem w czasach totalitarnych rządów. Afera Amber Gold to doskonała ilustracja ignorancji ludzi w Polsce, którzy wpłacali gotówkę za „papierowe złoto”, czyli jakieś rzekome gwarancje, że kiedyś coś dostaną a złoto najbezpieczniej trzymać w cudzym sejfie.

Krugerrand , złota moneta z RPA

Inaczej jest w Azji, tam prości ludzie zbierają posagi w postaci czystego złota. Trzymają to gdzieś schowane jak robili ich dziadowie. Od Turcji przez Indie do Indonezji, złoto jest rzeczą powszednią. Turecka inflacja po części to skutek sytuacji, że w obliczu niepewności i chwiejnej waluty miliony rodzin pozbywają się papierowych pieniędzy i ciułają w drobnych złotych przedmiotach. W Polsce nie mamy takiej możliwości. Mieszkanie, ziemia, to jedyne sposoby na ulokowanie oszczędności, o bitcoinie nie wspominam, bo to zupełnie inny temat. Kłopot jest taki, że mając kilka tysięcy nie kupimy ziemi, czy mieszkania.

Wyobraźmy sobie, że Polacy są obyci ze złotem i mogą ulokować co jakiś czas np. 2000 zł w małej złotej monecie kupując ją u zaufanego jubilera po sąsiedzku, który prowadzi sklepik od 4 pokoleń. Nasza inflacja byłaby znacznie większa, być może dwukrotnie. Wielu z nas pamięta czas, gdy dolar to była pewna inwestycja, dziś wiemy, że USA drukuje gotówkę równie szybko jak nasi bankierzy-drukarze. W tej sytuacji nie mamy jak oszczędzać małych kwot i przejadamy je napędzając dodatkowo propagandę o wysokiej konsumpcji i wspaniałej kondycji gospodarki. A prawda jest taka, że bogactwo bierze się z pracy i oszczędzania. Nie trzeba mieć Nobla z ekonomi, aby przewidzieć do czego prowadzi życie z socjalu, który pochodzi z kredytu.

Jaką walutę do Turcji? Lira w Polsce jest droga, kto nie chce używać karty warto zabrać euro lub dolary i zmieniać sobie w banku z malutką prowizją. Płacenie lirami w Turcji ma wielką zaletę, przestajemy być turystą którego można trochę oskubać a stajemy sie klientem, człowiekiem. Wtedy na bazarze możemy potargować troszkę co dodaje nam uznania. Człowiek, który nie pyta o cenę przed zamówieniem obiadu jest delikatnie mówiąc „nieroztropny „, żeby nie użyć tureckiego słowa aptal, czyli głupi.

Paweł Klimczewski

Jeśli uważasz moje analizy i publikacje za pożyteczne możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto:

mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334

Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata

Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Brak kategorii

Wiedza na ciężkie czasy.

Jak to staroegipska wiedza leży pod każdą strzechą.

Nie da się ukryć, że nasz znany świat znika jak krajobraz za oknem pociągu. Z „nieokiełznanej konsumpcji” nasze myśli kierujemy coraz częściej w stronę „leśnego chrustu”.  Świat jest wyraźnie na zakręcie, moja diagnoza jest dość prosta:  cyfrowe media zmieniają ludzką percepcję a przez to i samych ludzi. Coraz częściej tracę kontakt z ludźmi, którzy nie mogą zaakceptować, że w telefonie nie mam internetu i odpowiadam następnego dnia lub czasem później. Nie odbieram też złączników i sms-ów dłuższych niż 160 znaków, to nawet ma nazwę urzędową: „cyfrowe wykluczenie”. Podobno w pomocy społecznej dostanę na mobilny internet jak się zgłoszę. Dziękuję, nie skorzystam.

Grafika z przymrużeniem „oka kosmosu”.

Takie podejście daje dużo wolnego czasu i bardzo ułatwia utrzymanie zdrowego rozsądku w obliczu medialnego szaleństwa, jakie od kilku lat rozpętano w głowach miliardów ludzi. Atmosfera czasów ostatecznych popycha ludzi do szukania odpowiedzi na pytania kardynalne: Po co żyjemy, co po życiu, itp.

Przez poprzednie, umowne 100 lat ludzie zachodu bardzo oddalili się od duchowego wymiaru ludzkiej egzystencji. Materialiści wmówili zachodniej cywilizacji, że cały kosmos powstał bez przyczyny z niczego. Osobiście gratuluję takiej wiary niewierzącym. Każde działanie ma swą przyczynę i skutek, logika i teologia z tego wyciąga wnioski o doskonałej praprzyczynie, która jest poza czasem i przestrzenią. Na greckiej filozofii chrześcijanie zbudowali znaną  nam powszechnie wiarę, wiarę w osobowego Boga a nie „energię”. Człowiek spełnia się tylko poprzez relację z drugą osobą, w tym przypadku z Osobą Boską.

Ostatnie lata pokazały, że jest bardzo dużo ludzi sceptycznych co do nowych pomysłów na przyszłość świata i poszukują oni oparcia na pewnych, stałych podporach. Mamy wysyp ofert duchowego ratunku, które mają wielkie powodzenie, bo nie wymagają wyrzeczeń i cierpliwości. Wspólnym ich mianownikiem są pojęcia takie jak kosmiczna harmonia, wibracje absolutu, staroegipskie mądrości itp. Mam dziś na deser tajniki wiedzy o szczęściu egipskich mędrców. Jest to paradoks rzadkiej klasy. Starożytni Żydzi, potomkowie uciekinierów prowadzonych przez Mojżesza, wcześniej zniewoleni przez Egipcjan dokładnie spisali co stanowiło rdzeń egipskiej mądrości. Niejaki Syrach przedstawia starannie wszystko, co uznano za sedno mądrości. Teraz uwaga, Księga Syracha jest jednym z filarów doktryny Kościoła Katolickiego i jest jedną z ksiąg Starego Testamentu.

Uwaga techniczna: we wstępie czytamy : ” Dziadek mój, Jezus…”. To nie ten Jezus, księga spisana była setki lat przed czasami ewangelicznymi.

Mając Internet w komórce nawet nie musimy szukać Biblii na półkach, można odsłuchać ją od zaraz pod linkiem: https://www.biblijni.pl/Syr,0

Paweł Klimczewski

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Brak kategorii

Tureckie a może niemieckie stereotypy? A może sowieckie?

Turcja to taka zeuropeizowana Azja… Od 100 lat łaciński alfabet, świeckie państwo na wzór niemiecki i wskrzeszana tradycja Imperium Osmańskiego.

Brama Brandenburska w Berlinie.

Jako naturalny wróg Rosji, np. w walce o Morze Czarne, Kaukaz i Bałkany Turcja od stuleci jest w sojuszach z Niemcami. Imperium Osmańskie swoje siły czerpało z lukratywnego handlu na przestrzeni od Oceanu Indyjskiego do środkowej i północnej Europy poprzez wielkie rzeki Morza Czarnego, Dunaj, Dniestr, Dniepr. Mapka pokazuje stan tuż przed wybuchem I Wojny Światowej. Gdy imperium było już w fazie schyłkowej, po utracie całej północnej Afryki, w tym Egiptu, spichlerza sułtanów. Od wschodu szyicka Persja broniąca dostępu do bratnich narodów turkmeńskich za Morzem Kaspijskim.

Imperium Osmańskie w 1912 roku.

W XIX w. poza Niemcami Osmanowie mieli samych wrogów. Stali na drodze ekspansji morskiej Imperium Brytyjskiego w budowie Kanału Sueskiego. Byli celem najazdów Włochów i Francuzów na Afrykę Północną. Napoleon pod piramidami to ładny obraz, ale rzadko pytamy, z kim musiał wojować, aby mieć takie ładne tło do pozowania.

W Polsce do 1939 Turcja była prostym odniesieniem, znaliśmy Turków doskonale walcząc z nimi od XV do XVII wieku. Po roku 1953, gdy Turcja stała się członkiem NATO tureckość stała się celem sowieckiej czarnej propagandy i to właśnie tu zaczyna się nasza współczesna opowieść o percepcji Turcji w polskich umysłach.

Pamiętam doskonale Berlin Zachodni w latach 80 tych, tam pierwszy raz skosztowałem kebaba. Berlińskie ulice żyły nocą, co było kontrastem dla kogoś, kto dorastał w czasach godziny milicyjnej stanu wojennego. Była w tym też inna dziwna rzecz, twarze tych berlińczyków były często ciemne a oczy bardzo ruchliwe, ich dłonie sprytnie pakowały towar i zwinnie zwijały banknoty licząc je w ułamku sekundy. Znałem to… Ale skąd? No tak, z Rumuni! W tamtym czasie Rumunia była miejscem, gdzie nieświadomie czułem w powietrzu orient. Kilkaset lat obecności Turków zostawiło w kulturze rumuńskiej i kuchni trwałe ślady.

Minęło wiele lat, gdy zrozumiałem to na tureckiej prowincji, takiej daleko od głównej drogi. W miasteczku pod wielkim platanem tureccy emeryci grają w swoje planszówki przy samej herbacie do późnej nocy. Gdy się siada między nimi trzeba głośno wszystkim powiedzieć dzień dobry, nikogo nie dziwi, że żona i syn mają jasne oczy. Mój turecki jest, jaki jest, to tutaj powszechne. Miliony synów i wnuków tureckich emigrantów z Niemiec, co roku wpada na wakacje do swych rodzin. Turcy wchodzą w szczerą rozmowę z obcym w ułamku sekundy, jeśli druga strona jest na to gotowa. Gdy się okazuje, że jestem Polakiem a nie Niemcem zawsze widzę w tej chwili zadziwione, wielkie oczy. Skąd znam turecki, po co się uczę, setki pytań. Mówię prawdę, że aby lepiej poznać ten kraj, gdzie po Powstaniu Styczniowym mój krewny ratował skórę i zbierał wojsko na wspólną wojnę z Rosją. Turek do kelnera robi prosty gest, za kilka sekund kolejne herbatki lądują na naszym stoliku. Charakterystyczne szklaneczki, w Berlinie też każdego dnia milion takich porcji trafia na tureckie stoliki.

Nie spotkałem w Turcji rodziny, w której ktoś by nie pracował w Niemczech. Gdy Turek opowiada mi jak to jego wnuki nie znają ojczystego języka i gdy przyjeżdżają na wakacje nie może z nimi porozmawiać bez tłumaczenia synowej czuję, że ma ochotę się rozpłakać.  Drugi syn został w kraju, ale ma kredyt w Euro i jest w pułapce zmiany kursowej waluty. Jest też trzeci syn, uprawia ziemię po ojcu ma dużo dzieci i jest radością rodziny. Jakie to proste…

W Polsce obraz Turka to obraz emigranta w krajach zachodnich. W latach 80-tych, gdy powstawał ten obraz taki Turek na dyskotekę bez noża nie chodził, jeździł tuningowanym autem całą noc a w dzień spał. Jest w tym dużo prawdy, ale to tylko spektakularny, ale malutki fragment tureckiej mozaiki w Europie. Nie spotkamy w centrum miasta milionów emigrantów pracujących na 3 zmiany w niemieckich fabrykach. Gdy trafiłem do Berlina Zachodniego, gdy był jeszcze za murem NRD usłyszałem lekcję nr 1 dla Polaka: „Polacy i Rosjanie w 1945 Berlin zburzyli a po wojnie Turcy to miasto odbudowali.” Trudno było zaprzeczyć.

Gdy znamy Turków osiadłych na zachodzie o Turcji wiemy tylko tyle, że baklawa jest bardzo słodka. Poznałem Turków z tych dwóch różnych światów i mówię, że to są dwie różne kultury. Socjał i niemiecka szkoła przemieli każdego na swą modłę. Polacy mający rodziny na zachodzie wiedzą to doskonale. Mierzenie Turcji Turkami z zachodu to jak poznawanie Podlasia przez naszych emigrantów w Londynie.

Jadać do Turcji na wakacje do hotelu też wiele się o tym kraju nie dowiemy. Turystyczne resorty często są na pustkowiu a hotelowy personel delikatnie straszy gości, aby nie wychodzili poza strzeżony teren. Moje przygody z Turcją zaczęły się nieśmiało… wiosna, butikowy hotel na starówce Antalyi, z małym dzieckiem w wózku, bez biura turystycznego . Szybko się okazało, że z uwagi na małe dziecko mamy wszędzie rabaty a to większy pokój za te sama cenę, kierownik sali niańczy dziecko, abyśmy mogli zjeść spokojnie posiłki.

Dlaczego warto pojechać przed siebie, bez celu w obcym kraju? Żeby spotkać się z drugim człowiekiem, odpowiem górnolotnie, ale to prawda. Jak to wygląda? W miasteczku Dalaman w aptece kupuję na drogę jakiś drobiazg, już daję radę z językiem. Turecki aptekarz do mnie:

– „A aspiryna?”

– Jaka aspiryna ?

– „No zwykła, zawsze kupujecie dużo.”

– Kto kupuje?

– „No Wy Rosjanie”

– Jestem  Polakiem, a po ile ta aspiryna?

– „Po 3 zł, Ile dać ?”

– O rany u nas po 12 chyba, daj z 5 paczek

– „Polakiem? Skąd znasz turecki ?”

– Chodzę do szkoły tureckiej w Warszawie, 2 klasa podstawówki, ale mam warunek z gramatyki. Potrzebuję o 22:00 taksówkę na lotnisko.

– „Ja jestem taksówkarzem, gdzie podjechać?

– Jesteś aptekarzem, nie taksówkarzem.

– „Nie mogę spać to w nocy jestem taksówkarzem.”

– Masz tu tyle lekarstw na sen i spać nie możesz?

– „To nie jest dobra droga, to jest trucizna.”

–  W tej knajpce na przeciw mam bagaże, o 21:00 jem tam kolację z rodziną. Wpadnij, zjemy razem.

Już na lotnisku po 22:00, licznik pokazuje 25 . Wyciągam gotówkę, mam banknot 100 i 10.

– „Nie mam wydać, masz kartę ?”

– Nie używam

– „Daj 10 oddasz, jak będziesz wracał w aptece”

– Wracam do  Polski, nie wiem czy będę w Dalamanie w życiu.

– ” Będziesz !”

– Pokój z Tobą

– „Niech Allach Cię strzeże”

–  Z Bogiem bracie.

Za 2 lub 3 lata, gdy wszedłem do apteki ten człowiek nie był w ogóle zdziwiony, poznał mnie w sekundę,  oddałem mu 15, nie rozmawialiśmy o inflacji, kupiłem kilka tanich aspiryn.

Nie możemy oceniać ludzi zbiorowo, niestety wkładamy całe nacje do szuflad z różnymi tabliczkami. Odpowiedzialność zbiorowa to koszmarny wynalazek, stosuje się go na wojnie, w obozach jenieckich, itp. Z wieloma Kurdami mam bardzo bliskie więzi, kibicuję Ormianom w ich nierównej walce,  co nie znaczy, że mam odrzucić gościnność Turków.

Tekst jest odpowiedzią na krytyczne uwagi po moim wywiadzie o Turcji u Piotra Szlachtowicza: https://youtu.be/vXftumhF1aE?t=82

Paweł Klimczewski

Jeśli uważasz moje analizy i publikacje za pożyteczne możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto:

mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334

Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata

Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Brak kategorii