Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają gumy do żucia z historyjkami Kaczora Donalda. Gumy były importowane z USA i sprzedawane w Pewexie za dolary. Oczywiście były dostępne za złotówki, ale były drogie. W PRL zachód oddziaływał na świadomość Polaków nie mniej niż ideologia sowiecka. Wszyscy musieli oglądać radzieckie filmy, ale mieliśmy do nich dystans i nie znałem nikogo, kto by fascynował się sowieckim czołgistą, nawet jeśli ten uratowałby naszych Czterech Pancernych. Cały tydzień cała Polska czekała, aż w niedzielę w południe puszczą „Bonanzę”. Potem był Kojak, Colombo i cała plejada amerykańskich postaci. Żyliśmy na wschodzie, ale pokazywano nam nachalnie „zgniły zachód”. Miliony Polaków miało rodzinę na zachodzie i wszyscy dobrze wiedzieli, że ta zgnilizna nie pachnie tak źle.

Kaczor Donald był centralną postacią świąt podobnie jak „Kevin sam w domu” na początku XXI w. Dzieciaki płakały, że w Wielkanoc muszą iść do kościoła, bo w południe w TV puszczano kreskówkę z Kaczorem. Minęło wiele lat i dziś słyszę, że Kaczor i Donald to dwie różne postaci, które równo po połowie dzielą naród polski swą retoryką. Kompletny odlot, wyborcy mają trudne zadanie, ale dzielny naród już od wielu lat podejmuje decyzję i stawia krzyżyk przy jednym lub drugim…

Filmy o dzielnym wodzu Indian Winnetou były kręcone w Jugosławii przez komunistyczne NRD. To chyba Serbowie tak dobrze odgrywali Apachów. Gdy się dziś przyjrzy tej postaci recenzent zobaczy w nim dzielną, waleczną Amazonkę, oczywiście płci dowolnej.

Paweł Klimczewski
Jeśli uważasz moje analizy i publikacje za pożyteczne możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto:
mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334
Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata
Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.